“Niemożliwe. Ty, taki dobry człowiek? Katolik i gej?” – odparła pewnego razu Maria Jaszczyk, gdy jej znajomy, Paweł, po dziesięciu latach znajomości i współpracy zawodowej postanowił dokonać przed nią coming-out’u. Dziś uważa, że jej reakcja była bezmyślna. Pani Maria jednak wiele zawdzięcza osobistemu świadectwu znajomego. To tylko jeden z wątków w tej historii. Historia pani Marii to historia emerytowanej nauczycielki, sojuszniczki osób LGBT+.
W naszym cotygodniowym cyklu przedstawiamy osobiste historie poruszające relacje młodzieży LGBT+ z ich rodzinami. Nierzadko wątki odsłaniają bagaż emocjonalny nastolatków, który naznacza ich aż po dorosłe życie. W naszych historiach chcielibyśmy przybliżyć świadectwa akceptacji – bądź jej zupełnego braku, względem orientacji seksualnej lub identyfikacji płciowej. Na dany bagaż składają się różne formy stygmatyzacji, dyskryminacji – choćby w wymiarze rodzinnych, domowych obowiązków czy stronienie od własnego dziecka wraz z chłodem emocjonalnym. Co jest właściwym dla misji naszej organizacji, wskazujemy na wymiar religijny w doświadczeniu osób LGBT+. Dodatkowo jest to wciąż istotny aspekt w polskim społeczeństwie. Fundacja Wiara i Tęcza dowodzi, że chrześcijaństwo nie musi być przeszkodą w kochaniu dziecka nieheteronormatywnego, a wręcz przeciwnie – jesteśmy zobowiązani do kochania naszych dzieci bezwarunkowo.
Pani Maria dała się poznać jako energiczna kobieta. Pochodzi ze Słupska, z wielodzietnej, pobożnej rodziny. Z wykształcenia jest pszczelarką. Wychowała dwie córki, ma czworo wnucząt. Przez niektórych jest nazywana “Tęczową Babcią”. Całą swoją karierę poświęciła edukacji w wiejskich szkołach – uczyła przyrody, biologii oraz wychowania do życia w rodzinie. Przeszła na emeryturę i zdecydowała się wpływać na świat – po części naprawiając swoje błędy. Obecnie działa na rzecz promocji tolerancji i szacunku wobec osób LGBT. Organizuje marsze oraz spotkania edukacyjne dla pedagogów, poświęcone temu, jak rozmawiać z dziećmi na temat ich orientacji i jak ich skutecznie wspierać. W Wierze i Tęczy pojawiła się w 2019 roku. Maria Jaszczyk przyjechała ze swoją przyjaciółką do Krakowa na rekolekcje, które fundacja organizuje regularnie do trzech razy w roku. O organizacji zrzeszającej chrześcijan LGBT dowiedziała się za sprawą swojego przyjaciela.
Maria i Paweł znali się od dziesięciu lat – wspólnie realizowali projekty edukacyjne skierowane do uczniów. Po jednych z takich działań Paweł zebrał się na szczerość i w rozmowie wyznał, że jest gejem. – “Niemożliwe. Ty, taki dobry człowiek? Katolik i gej?”, to były pierwsze słowa Marii po zwierzeniu przyjaciela. Dziś uważa, że jej reakcja była bezmyślna – jednocześnie zawdzięcza przyjacielowi, że nie zraził się po jej pierwszej reakcji. Pani Maria, jak podkreśla, pochodzi z tradycyjnej, katolickiej rodziny. W wychowaniu przekazano jej zero-jedynkowe postrzeganie – dobre lub złe, gdzie temat osób nieheteronormatywnych nie występował w dyskusjach. Geje, lesbijki to była dla niej zaledwie fikcja, którą znała jedynie z ekranu telewizora. W domu zwyczajnie się o tym nie rozmawiało, a jak już to bezwzględnie stawiano po stronie “zła”. Panowało wokół tego tematu taboo. Jak zauważa, awersja względem osób nieheteronormatywnych nie była podparta żadnymi racjonalnymi przesłankami.
Przyjaciel Marii wyoutował się w momencie, gdy ta miała już sześćdziesiąt lat oraz trzydziestopięcioletni staż pracy pedagoga. Wyjście z szafy ze strony Pawła był dla niej ogromnym przełomem. Od tamtego momentu zaczęła poznawać środowisko osób LGBT. Dodatkowo, przyjaciel wskazał jej Fundację Wiara i Tęcza i zaprosił ją na rekolekcje do Krakowa. Tu ona przyznaje, że miała pewne obawy. Podczas rekolekcji w Krakowie pani Maria spotkała ludzi w różnym wieku i o różnych wyznaniach, co wywarło na niej ogromne wrażenie. O ile ekumenizm nigdy nie był dla niej barierą, to wciąż frapowało ją życie duchowe osób nieheteronormatywnych. – “Wiem tylko, że można być katolikiem (względnie chrześcijaninem – przyp. red.) i jednocześnie gejem, lesbijką, co szczególnie widzę po młodych”. Tuż przed rekolekcjami WiT we wrześniu 2019 roku udała się na rozmowę do lokalnego duszpasterza, który ją próbował odwodzić – o tym wątku jednak później.
Nasza Tęczowa Babcia w rozmowie przyznaje, że popełniła w swoim życiu kilka błędów, które pragnie teraz naprawić poprzez warsztaty z młodzieżą, aktywność w Kołach Gospodyń Wiejskich, w Regionalnym Zespole Ludowym ,,Krajniacy” czy podczas zajęć na Uniwersytecie Ludowym w Radawnicy. Wskazuje, że w podczas zajęć z WDŻ ze strony uczniów padały pytania o orientację seksualną. – “Unikałam tematu, dziecko widziało moje zażenowanie, odpowiadałam wymijająco”. Co więcej, wśród swoich uczniów – w szkole na wsi, spotykała również tych, którzy odkrywali swoją orientację seksualną – choć nie mieli wtedy zaufania, aby to bezpośrednio wyznać. – “Dopiero teraz, po latach się o tym dowiaduję”. Kiedyś ze strony dwunastolatka padło pytanie o pary jednopłciowe i adopcje – “Odpowiedziałam, że to jest złe i niemoralne”. Spotkała tego ucznia po kilku latach, gdy ten miał już dziewiętnaście lat. Wybrali ten sam pociąg, aby udać się na akcję związaną z Dawstwem Szpiku, w które Maria także się angażuje. Maria była wówczas już po swojej przemianie. Jej dawnego ucznia zainteresowała tęczowa parasolka pani Marii. Wkrótce w rozmowie okazało się, że pytanie ucznia dotyczące par jednopłciowych zadane siedem lat wcześniej miało związek z jego orientacją seksualną. Nauczyciel poprzez swój zawód jest odpowiedzialny za wychowanie młodzieży – za przygotowanie ich do życia biorąc pod uwagę cały bagaż trosk, z którymi uczeń wchodzi w dorosłe życie. Z tego względu Pani Maria miała do siebie żal, że wówczas podczas zajęć WDŻ-u nie potrafiła inaczej zareagować.
Jednak w całej historii pani Marii, jeden z wątków szczególnie wymaga podniesienia. Następny wątek bierze swój początek w miejscowości, nieopodal której zamieszkuje nasza bohaterka – w Złotowie położonym w województwie wielkopolskim. O czym pani Maria dowiedziała się dopiero od swojego przyjaciela – tego, który dokonał przed nią coming-out’u, to, że z tej samej miejscowości pochodziła Milo Mazurkiewicz. Dla mieszkańców małego powiatowego miasteczka Milo jest znana pod swoim nekronimem. Szkoła, którą ukończyła Milo dotąd szczyci się jej osiągnięciami. Na stronie szkoły zachował się wpis: “uzyskał najlepszy wynik z wszystkich startujących i zajął I miejsce w świecie!” – miało to miejsce podczas XII Olimpiady Lingwistyki Matematycznej w Pekinie w 2014 roku. To wydarzenie stanowiło najważniejsze osiągnięcie naukowe w historii szkoły. Obok swoich sukcesów, Milo dorastała ze swoją transpłciowością. Na jednej z rodzinnych wigilii – po tym, gdy ujawniła się jako transpłciowa kobieta, od jednego z członków rodziny usłyszała: – “I tak zrobimy z ciebie mężczyznę”. Milo już więcej nie wróciła do Złotowa. Zamieszkała w Poznaniu, gdzie angażowała się na rzecz praw i akceptacji osób transpłciowych. Mimo, że odnalazła w Poznaniu przyjazne środowisko, to cierpiała przez brak akceptacji ze strony własnej rodziny, najbliższych – przywiązywała wagę do tego, jak była odbierana przez świat. Frustrowały ją przeszkody napotykane na drodze do tranzycji, co dopełniło kielich goryczy. Milo udała się 6 maja 2019 roku do Warszawy na konsultację z psychologiem. O 14:51 opublikowała ostatni wpis na portalu społecznościowym, a niedługo po tym popełniła samobójstwo skacząc z Mostu Łazienkowskiego w Warszawie. Odebrała sobie życie w wieku dwudziestu trzech lat. Była zmęczona koniecznością dowodzenia wszystkim dookoła, że jako osoba transpłciowa, ma takie samo prawo, aby żyć pełnią życia, jak wszyscy inni. Maria Jaszczyk wybrała się do szkoły, gdzie uczęszczała Milo. Liczyła, że dyrektor szkoły pozwoli na zorganizowanie warsztatów dla uczniów. Zgodę na przeprowadzenie zajęć w dwóch klasach maturalnych otrzymała, pod warunkiem, że będzie podczas nich mowa o braku tolerancji na skutek innego koloru skóry. Do zajęć jednak nie doszło z powodu pandemii.
Perspektywa wiary dla pani Marii zawsze była punktem odniesienia. Pytana o obecne zaangażowanie na rzecz osób LGBT w konfrontacji z jej z wiarą odpowiada – “Jeśli Miłosierdzie jest podstawą naszej wiary, to dlaczego wykluczać”. Mówi, że jej wiara ma mocne fundamenty i dotąd się nie zachwiała – wie, że tak będzie w przyszłości. W jej pamięci utkwiło, to jak podczas rekolekcji Wiary i Tęczy w 2019 roku wspólnie się modliliśmy. Według niej, wielokroć wypowiedzi duchownych z ambony – nierzadko o znamionach agitacji partyjnej, uwłaczają ludzkiej godności. O ile w przypadku pani Jaszczyk wychowanie utwierdziło ją w zero-jedynkowym postrzeganiu rzeczywistości – że to, co obce jest zwyczajnie złe, to cieszy ją, że nowe technologie pozwalają przełamywać bariery, uczyć, poznawać oraz doświadczać.
Czego nie można tu pominąć, to konsekwencje rzeczonego zaangażowania jako sojusznik na rzecz widoczności, akceptacji i równego uznania praw osób LGBT w kontekście wsi. Pani Jaszczyk stopniowo udało się pociągnąć za sobą najbliższych ze wsi krajeńskiej, choć kilka osób z grona przyjaciół próbowało ją od tego odwieść. – “Myślę, że wieś też się już otwiera”, choć – jak przyznaje – na małych wsiach występuje ostracyzm, dodając, że doświadczyła hejtu. Zdarzyło jej się usłyszeć od organisty – “Pani tutaj?”, gdy ten ją spotkał w kościele. – “Najłatwiej byłoby schować głowę w piasek i uciec”. Mimo wszystko, pani Maria pragnie pozostać we własnym kościele i we własnym państwie. – “Paradoksalnie, to właśnie wiara pomogła mi przezwyciężyć napotkany hejt”.
Maria Jaszczyk zrewidowała swoje poglądy i po latach stara się zrekompensować swoje błędy. Obok rzecznictwa na rzecz osób LGBT, innym przykładem jest zaangażowanie w dawstwo szpiku. W jednym z wywiadów przytacza, że gdy zmarł jej mąż odmówiła transplantacji jego narządów, o co dziś ma do siebie żal. Pani Jaszczyk od dziesięciu lat we wsi Nowiny koło Złotowa organizuje plenerowe wydarzenia, podczas których propaguje idee dawstwa krwi, szpiku i narządów. Od kilku lat każdy Memoriał im. Anny Wierskiej i Romana Jaszczyka w Nowinach czy SZPIKowy Marsz im. Kuby Kędzia w Nowinach poprzedzały nabożeństwa w intencji powrotu do zdrowia osób potrzebujących przeszczepu – msza z udziałem duchownych z parafii rzymsko-katolickiej. W 2021 roku miejscowy proboszcz odmówił odprawienia mszy. – “Wszystko przez liberalne poglądy kobiety, która głośno mówi, że osobom LGBT+ należy się szacunek” – jak podawała miejscowa Telewizja Asta. Z pomocą przyszedł duchowny rzymsko-katolicki z Wałcza, dawny kolega ze szkoły pani Marii. Wkrótce również proboszcz wydał oświadczenie: – “Pani Maria Jaszczyk w ostatnim czasie zbliżyła się mentalnie do środowiska Strajku Kobiet i LGBT+ i zaczęła otwarcie głosić m.in. w lokalnych mediach, swoje liberalne poglądy w tym względzie. Każdy ks. proboszcz ma obowiązek stania na straży prawa bożego (pisownia oryginalna – przyp. red.)”.
– “Jestem daleko od dawania recept”. Maria Jaszczyk przestrzega jednak przed postawą rodziców à la “a ja wiem lepiej”, kosztem szczerości w relacji z dzieckiem. Sugeruje, aby towarzyszyć dziecku traktując je w sposób podmiotowy. To lekcja, którą wynosi z historii Milo Mazurkiewicz czy z historii swoich uczniów, którym ze względu na dawniejsze uprzedzenia nie potrafiła pomóc, gdy pytali o pary jednopłciowe. W tym roku Maria Jaszczyk pojawiła się po raz pierwszy na Marszu Równości w Pile. Pionierzy muszą przecierać szlaki.
Wsparcie i akceptacja ze strony rodziny mają ogromne znaczenie, nie tylko dla rodziców, lecz także dla samych osób LGBT. Postawa najbliższego otoczenia wpływa znacząco na samopoczucie i poczucie własnej wartości osób o odmiennych orientacjach i tożsamościach. Wspierając rodziców, pośrednio wspieramy również ich dzieci w ich drodze do akceptacji siebie.
(Opracowanie: Kamil Losiak)
Fot. na grafice Wysokie Obcasy